sajko71 napisał(a):
Raczej trzeba by zrobić "jesienne dosadzanie" a nie cięcie,

bo - powiem wprost- dość skromna jest jeszcze ta "muzealna" kolekcja. Moglibyśmy dołożyć coś od siebie. Trzeba też pod tym kątem przemyśleć temat. Była o tym mowa podczas "zwiedzania" (ale nie wszystko dosłyszałem i nie wiem jaka była konkluzja).
To zdecydowanie byłby moim zdaniem najlepszy sposób na podziękowania za gościnę i organizację
Przemku, chyba najczęściej kontaktujesz się z Grzegorzem, zapytaj go proszę jakie odmiany jeszcze chciałby widzieć w skansenowej winniczce (nazwy czy opisowo co go interesuje) i wpisz to następnie w tym temacie. Z tego co ja zapamiętałam to interesują go wszelkie odmiany lokalne oraz że kolekcjonuje Chrupki

Myślę że taka tu siła ludzi i odmian, że na następną jesień uda się użyć w winniczce nie tylko sekatora ale i łopaty
sajko71 napisał(a):
Każdy wniósł (... i wyniósł

) coś fajnego. Była też stosowna literatura: broszurka "Budowa wewnętrzna pędu winorośli" F. Tondera z 1904. Tak, więc historia otaczała nas z każdej strony.

To jak już wcześniej Robert pisał o głównym
profanum tej imprezy czyli nalewce dereniowej i o wynoszeniu, to dodam jeszcze że skosztowałam już nalanego mi na wynos ukradkiem pod stołem wina malinowego

To jest poezja! Hmm może by tak winorośle wywalić a maliny wsadzić?

Autorowi gratuluję - przy takich trunkach w kieliszku oczekiwanie na owocowanie krzewów winorośli jest całkiem znośne

I takie pytanko - kto juz przestudiował tą broszurkę, zrozumiał co jest w niej napisane i potrafi powtórzyć?
Chciałam jeszcze dopisać parę swoich refleksji ze spotkania. Znów zachwyciło mnie wino z Hibernala - może nie aż tak jak to pite po raz pierwszy w Maciejowicach - ale muszę poważnie rozważyć czy by nie znaleźć na niego miejsca u siebie. Zresztą ja nie wiem jak to jest - przeciez zawsze myślałam że nie przepadam za białymi winami (z jednym wyjątkiem

) a jadę na takie spotkania a tam wszystkie białe mi smakują...
Za to jak chodzi o czerwone to mam mieszane uczucia w sprawie Roeslera... Tzn nie w sprawie wina broń boże tylko męczy mnie myśl, że OK pijemy bardzo dobre wina RobertaR z Roeslera ale wcale to nie jest takie pewne, czy to Roesler daje dobre wina czy to RobertR daje dobre wina

Czy chodzi o owoce czy o kunszt i drobiazgowość w zastosowaniu teorii do praktyki (ile jeszcze osób może powiedzieć w jakiej temperaturze przebiegała która fermentacja i do ilu wino się podczas niej zagrzało?) I że nawet tak szeroki panel win nie da nam odpowiedzi na stałe pytanie panie premierze co sadzić. Równanie komplikuje jeszcze fakt że wina MarcinaJ z Roeslera też są dobre. Jednak w końcu dziś wymyśliłam, jak by ten dylemat można rozwiązać! Należy w czynie społecznym komisyjnie następnej jesieni podarować Robertowi skrzynkę winogron klasyki hybrydowej czyli LM i MF (właściwie to Leona już zdaje się ma, chyba że wykarczował), Robert robi z tego wino wg swojego kunsztu, czary mary, dodane taniny, oprócz tego oczywiście wino z Roeslera i za dwa lata w Wygiełzowie mamy na stole dwa wina tego samego twórcy z tego samego rocznika, wspaniały materiał do porównania i może wreszcie rozstrzygnięcia dylematu, czy można osiągnąć zadawalającą (każdego degustatora wg własnej oceny) jakość wina z hybryd w rzetelnym porównaniu do vinifery. Ha!
