Ja w tym roku wstępnie przetrenowałem technikę usuwania osadu z butelek.
A więc to było tak:
Wino bazowe, nagazowane 12 g cukru / litr, w szampanówkach zamkniętych kapslem.
Technicznie, to wino bazowe powinno mieć mało alkoholu (10-11%) oraz powinno być stabilne białkowo i winianowo.
Następnie prawie rok leżakowania na osadzie drożdżowym.
Degożowanie:
Butelki zmieszałem aby drożdże odkleiły się od szkła i powsadzałem do skrzynki od piwa (trochę nierówno wchodzą, przydałaby się skrzynka lepiej dopasowana).
Skrzynkę ustawiłem pod kątem około 45 stopni.
Butelki codziennie obracałem o mały kąt. Mimo niestosowania dokładnych zaleceń co do kątów i kierunków obrotów okazało się, że osad pięknie osiada w kierunku szyjki.
Następnie skrzynkę ustawiłem normalnie (butelki pionowo), żeby osad trochę usiadł.
Po kilku dniach delikatnie wystawiłem skrzynkę na dwór, w temp. około 0*C.
I dalej, trzymając butelki pionowo, na zimno ale bez zamrażania, je odkapslowałem - to trzeba przetrenować, trochę płynu wycieka, ale osad z szyjki pięknie wystrzeliwuje się na zewnątrz.
Ubywa jakieś 15-20% zawartości.
I trzeba podolewać - z jednej butelki do pozostałych - powiedzmy z 6 butelek otrzymuje się 5 na gotowo.
Zakapslować nowymi kapslami.
I trzeba butelki opłukać, bo niestety wszystko mokre w winie...
I już można się cieszyć własnym Brut Nature

Czuć piękne, nowe aromaty, leżakowanie na osadzie, kremowość w ustach i wspaniałe bąble.
Polecam spróbować, nie taki diabeł straszny
