Witam
Na imprezie byłem, zresztą po raz drugi po I edycji wrocławskiej.
Nie bardzo rozumiem głosy niezadowolenia zwłaszcza jak się nie było uczestnikiem. Impreza była otwarta w znacznej części, każdy mógł przyjść do Palmiarni, odwiedzić stoiska, porozmawiać z innymi winiarzami, nawiązać kontakty, popróbować za darmo win etc. Wstęp był bezpłatny. Bankiet był za zaproszeniami i były osoby, które mają duże winnice a się nie dostały bo jak tu kolega Przemek pisze, sala hotelowa z gumy nie była.
Jak każda impreza miała i wady, co mnie urzekło a co jest do poprawy opiszę na Winnicach Polskich jak tylko czas pozwoli. Postaram się w tym tygodniu.
Podziwiam ludzi, którzy dbają o to żeby już w niedzielę skrytykować działania innych, widać co niektórzy aż przebierali nóżkami żeby to szybko poszło do prasy, wiadomo wybory idą

. No ale jak to, RADNI nie byli zaproszeni , nie mogli sie opić i objeść za 100 tys z kasy miasta

?? To przecież śmieszne głosy, zupełny brak zrozumienia tematu po co była ta impreza. Co nas, gości z innych miast Polski, obchodzą sprawy miejscowych polityków? Przyjeżdzamy tam dla WINA, nie dla radnych czy innych notabli.
Nikt nie patrzy na to, co inni z zewnątrz widzą natychmiast. Zielona Góra nie ma jakiś niesamowitych atutów jako cel turystyczny (nie biczujcie mnie kochani Zielonogórzanie) i moim zdaniem winiarstwo jest ich atutem absolutnie najważniejszym, czymś co może to miasto wyróżnić. Jeśli mam racje (a przecież sami śpiewają "lecz Bachus był zawsze nasz") to miasto powinno inwestować w winiarstwo miliony a nie 100 tys. I nie dla uciechy radnych, a dla winiarzy bo ci kiedyś rozsławią to miejsce i przyciągną setki tysięcy turystów. Znam nieco historię miejscowych upraw i winiarze nigdy nie mieli tam łatwo. Dziś jednak miasto i winiarstwo ma tam nową, może największą szansę w historii.
W jednej z rozmów poróżniłem się z kolegami z ZG w temacie że winobranie odwiedziło 700 tys ludzi co mi wydaje się niezwykle zawyżone. To nie znaczy bynajmniej, że to kiedyś się nie wydarzy. Życzę Zielonej Górze aby tam bywały miliony i gdy tylko kiedyś zawiśnie winny wieniec, zjawię się na biesiadę w winnym wyszynku aby znów popróbować miejscowych win. Bo w Warszawie, Łodzi czy Wrocławiu tego nie ma i nigdy nie będzie. Tylko w ZG jest to możliwe i historycznie uzasadnione. ZG może być naszym Wiedniem z winnicami wokół miasta i wszechobecnym Huerigerem - jeśli tylko miejscowi włodarze potarfią to sobie wyobrazić i do tego dążyć .
Było naprawdę fajnie, i przede wszystkim było dużo wina i to coraz lepszego! Tyle w skrócie wielkim
POZDR K