vanKlomp napisał(a):
Po prawie 40 latach uprawy winorośli coraz częściej dochodzę do wniosku, że to nie ma sensu. Polska ma tak głupi i nieprzewidywalny klimat, że uprawa winorośli to sport ekstremalny.
Wiosna przychodzi z wysokimi temperaturami a jak wszystko zaczyna bujnie rosnąć przychodzą 2-3 dni mrozu niszczącego wszystko i potem znowu jest bardzo ciepło. A winorośl jest już ugotowana. Potem puszczają pąki zapasowe i modlimy się, żeby jakiś zbiór był. Jeśli jest to jego jakość jest już gorsza, finalnie wino słabsze. Raz na 10 lat trafia się rok bez przymrozków i wtedy wino udaje się nad wyraz.
Ale czy warto? Nawet człowiek bardzo zafiksowany na tym punkcie zaczyna mieć wątpliwości.
Dlatego pod tym względem lepszy byłby klimat jaki jest na wschodzie. W zimie jest dużo chłodniej ale do maja wegetacja nie rusza. Potem jest bardzo szybki przeskok do lata i to bardzo gorącego, bez ryzykownych przymrozków, gdzie SAT też przebija mocno 3000. Krócej i intensywniej bez przymrozków jak u nas. U nas jest jest gorzej bo klimat przejściowy. Jak się trafi rok bez przymrozków czyli większy wpływ morskich mas powietrza to jest rok rewelacyjny jak 2018. Jak się trafi z przewagą kontynentalnej cyrkulacj to też jest ok. Zaczynamy później i przymrozki już nie straszne np. 2013. Choć sezon z niższym SAT. Ale u nas przejściowy i z reguły przez 8 lat na dekadę miesza te masy. Jak jest tydzień gorąca i tydzień chłodów na przemian od pocz. kwietnia do maja to kończy się tak jak piszecie ze się odechciewa. A za rok znowu człowiek pełen nadziei. I tak lata lecą. Trzeba robić coś innego a to traktować jak chobby. Nie za bardzo wdzięczne w naszym klimacie.