kapitan napisał(a):
Ja mam wątpliwości, czy to co zaobserwował kolega rzeczywiście jest typowym płaczem łozy wywołanym, podjęciem przez korzenie funkcji wegetacyjnych. Przecież płacz łozy to nic innego jak efekt pompowania soków przez korzenie. Idąc dalej tym tokiem rozumowania nie powinno być (i wg mnie nie ma) specjalnego znaczenia dla wystąpienia płaczu łozy czy jest ona okryta czy też nie. Dla wystąpienia płaczu istotna jest natomiast temperatura gleby stanowiąca sygnał dla korzeni. Czym innym jest silne uwodnienie łozy przez korę, w skutek długotrwałego przebywania w mokrym środowisku. Krzewy jesienią pozbywają się jak największej ilości wody, żeby uniknąć uszkodzeń mrozowych. Łoza nieokryta pozostaje sucha dopóki krzew nie rozpocznie wegetacji. Łoza leżąca w błocie w sposób naturalny jest nasączona wodą. Po wyjęciu i przycięciu ta woda po prostu z niej kapie, choćby na wskutek różnicy ciśnień spowodowanych różnicą temperatur. Radzę nie wyjmować takiej łozy z okrycia bo taka łoza nasączona czystą wodą dozna poważnych uszkodzeń nawet przy niewielkim mrozie.
No i nie wygląda to na typowy płacz. Końcówki łozy są mokre na długości kilku centymetrów, ale nie cieknie sok ani nie kapie. U mnie sączyło się i na okrytych i na nie okrytych krzewach których łoza nie macerowała się w błocie. Jeśli przyczyną tego pseudopłaczu byłaby temperatura gleby wystarczająca do pracy korzeni, to w pierwszej kolejności płakały by krzewy w tunelu gdzie jest nieco cieplej, ale też i siłą rzeczy wilgotność gleby jest mniejsza. A w tunelu żaden krzew nie płakał.
Czyli coś się ma na rzeczy z dużą wilgotnością podłoża.
Temperatura gleby na głębokości około 25 cm to 2*C, czyli trochę zbyt mało.
Ale jagoda kamczacka rozwinęła już pierwsze liście.
Niektóre brzozy też puściły już soki