Na północy wegetacja jest nieco opóźniona, więc większość krzewów mam (miałem) w fazach 9-12 BBCH. Pierwszy przymrozek przyszedł u mnie dopiero w nocy z 17 na 18 kwietnia. O północy, a później o piątej i o szóstej loger zanotował po -0,3* C. Mierzę co godzinę, na standardowej wysokości 2 m. Co ciekawe, ANI JEDEN pąk czy liść nie ucierpiał! "Latający dywan" przeszedł na wysokości powyżej 1,5 metra!

Niewątpliwie pomogła bardzo mokra, a jednocześnie stosunkowo ciepła ziemia. Radość jednak nie trwała długo... Wczoraj, widząc prognozy, z których większość przewidywała w moim rejonie -1*C, pojechałem ratować, co się da. Kilkaset sadzonek, które całą zimę spędziły bez żadnego zabezpieczenia na zewnątrz, w doniczkach, przykryłem szczelnie grubymi plandekami - część pojedynczo, część podwójnie. Kilka krzewów zdjąłem z drutów, położyłem na ziemi i przykryłem kilkucentymetrową warstwą bardzo mokrego siana. Kilka sadzonek doniczkowych przykryłem na próbę elastycznym, plandekowym wiadrem, kładąc dodatkowo na jego "dach" mokre siano. Reszta krzewów pozostała bez zabezpieczenia. Przy okazji owinąłem dwiema warstwami folii - bąbelkową i zwykłą drzewko pigwy, której kwiaty zawsze przemarzały.
Wieczorem niebo rozpogodziło się, a temperatura zaczęła spadać jak szalona...
Rano pojechałem zobaczyć efekty moich zabiegów i sczytać dane z logera. Okazało się, że przymrozek trwał bez przerwy przez 10 godzin, osiągając o godz. szóstej swe minimum: -4,3*C. Tyle samo, ile wyniósł rekord tej nocy, zanotowany przez IMGW w Lęborku! Wszystkie nieokryte krzewy zostały doszczętnie spalone. Ucierpiały też jesiony, robinie i sumaki, przyklapnięte wydają się być nawet kwiaty bzu...
Za kilka dni usunę na pozostałych krzewach zabezpieczenia i zobaczę, jak sprawdziły się w tych warunkach.
Dzisiejsza noc zapowiada się równie ciekawie. Jest przejmująco zimno, a ventusky znów wieszczy minimalną -1*C...
Pozdrawiam.
Mariusz