Nawiązując jeszcze do tego co Mietek napisał, wszystkim głęboko zatroskanym o ekologię u innych proponuję się w tym sezonie bardziej skupić na zadbaniu by u siebie cokolwiek dojrzało, a wcześniej nie zostało zjedzone przez mączniaki, czy robactwo (rozumiem przecież że żadnych zabójczych fungicydów nie będziecie używać bo też są be, tylko jakieś "czary mary", które pomagają jak umarłemu kadzidło), a nie skupiać się na oświecaniu innych.
W związku z panującym od 3 sezonów ociepleniem klimatu (miejmy nadzieję przejściowym

) może się okazać że będzie jeszcze gorzej niż w 2020 (oby nie) i np. Solarisa będziecie zbierać w październiku, ze wspaniałymi Gotlandzko-Norweskimi parametrami.
p.s.
ciąłem w tym roku małą winniczkę u rodziny niedaleko ode mnie, gdzie kilka lat temu posadziłem im parę odpornych deserówek, do tego Nero i Goecseji Zamatos, oraz kilkanaście odmian "bezobsługowych" i "pancernych" wybranych specjalnie przez RP, głównie z kierunku amerykańskiego. Krzewy sporadycznie pryskane jedynie siarkolem. Ciąłem też winniczkę u kolegi pod Andrychowem, który też ma pancerniaki, ale już 2 rok nie pryskał niczym. A ma odmiany typu C. Cantor, Seyval, itp.
Jak zobaczyłem krzewy to włos zjeżył mi się na głowie. Ledwo przetrwały kolejną łagodną zimę, stan krzewów katastrofalny. Łoza w tragicznym stanie.
Wniosek jest brutalny, nie ma odmian odpornych, a w tym klimacie (to nie Hiszpania, czy Portugalia) nie da się nie pryskać, przychodzi moment nagromadzenia się patogenów w takiej skali że nawet te teoretycznie najodporniejsze przegrywają walkę (szczególnie z m.p.).
Najlepsze wrażenie zrobiła na mnie Goecseji Zamatos, która w tak ekstremalnych warunkach z wszystkich odmian poradziła sobie najlepiej, i co roku ma owoce. Po raz kolejny widzę w realu a nie w teorii, że Węgrzy potrafią robić odmiany.