niva napisał(a):
Witam
potwierdzam co w jednym z postów napisał kolega:
Podpowiem tak: Jak winorośl jest "za chałupą" to właściciel częściej doglądnie uprawy, a więc na czas (co jest kluczowe) dostrzeże infekcję i zareaguje opryskiem, zareaguje na zainteresowanie os, odgoni ptaki a zwłaszcza tych co podjechali ze skrzyneczką, w wolnej chwili wyłamie co trzeba i okryje itd. Ja do moich krzewów w sezonie wychodzę prawie codziennie. Mam też szpalerki u siostry (1,5 km dalej) i tam już niedopilnowane. Dodam, że ja na błędy i straty mogę sobie pozwolić, bo jestem hobbystą i nie utrzymuję się z upraw a ponadto nie potrzebuję dużych i pełnych gąsiorków.
Przy tym podejściu hobbystycznym nie ma lepszej alternatywy, gdy policzę czas jaki jest potrzebny na dojazd do winnicy, po czym stwierdzenie co jest dzisiaj jeszcze potrzebne, co w trakcie prac jest niewykonalne ( coś się zepsuje), przejazdy, koszty, to okazuje się że godzina pracy jest na strojeniu się,a godzina efektywnie przepracowana to już coś. Kwestia zaplecza: narzędzia, woda do oprysków, woda do płukania i mycia narzędzi, niekiedy mały warsztacik i narzędzia, bo zawsze coś się przydarzy, to śrubka , to linka poluzuje w jakieś maszynie, to deszcz odgoni od skończenia, bądź pracując od rana braknie sił, i alkoholu nie wypijesz nic bo jeszcze kierowca by się przydał. Mam 15 m od domu krzewy i gdy mogę to z doskoku jestem kiedy chcę, czy to rano o 6 w majtkach, czy po kościele w garniturze. Nie wyobrażam sobie dojazdu na winnicę na takich odległościach ( choć niektórzy to mają i jakoś dają radę), jedyny problem u mnie to za niska lokalizacja i problem ochrony przymrozkowej na wiosnę, ale to inny temat.
No to co napisałeś , to jest trafione w sedno sprawy, w sezonie trzeba wręcz "mieszkać" pośród krzewów, a wtedy nic nie umknie uwadze, a i frajda z tego jest wielokrotnie większa, niż dojazd często w korkach, działanie pod presją czas i pogody, a to już przestaje dawać satysfakcje i relaks.
tnowak