Panowie, jesteście wielcy, czytam was do bólu oczu, ale głupieję coraz bardziej. Mam trzy krzaczki na kracie przy tarasie, dzięki Waszej pomocy przeżyły, bo w zeszłym roku mąż już chodził z łopatą przy mączniaku prawdziwym w wersji gigant. Lato spędziłam na leczeniu, nawet udało się zjeść część plonu. Generalnie staram się używać śr.o.r. minimalnie, mam cały zestaw zgromadzony, ale, wstyd przyznać, nieużywany w tym sezonie. Krzewy wypielone, wycięte stosy zielonego (prawie jak na zdjęciach na tym forum), warunki jak wszędzie, czyli susza przerywana opadami, silne wiatry. Wściekły upał kilkakrotnie był, trochę liczyłam na jego zbawienny wpływ. Krzewy zdrowe na oko. Oglądam codziennie, niczego nie widzę, ale straszą mnie Wasze zdjęcia (i moje zeszłoroczne wspomnienia). Zawsze coś źle zrobię, np. teraz wycinałam nadmiar pędów w czasie kwitnienia, bo gąszcz był nieludzki, a na forum wyczytałam, żeby w tym czasie nie ruszać. Z jednej strony czytam, żeby prysnąć, z drugiej, rozsądnie jest, żeby bez objawów nie lać niepotrzebnie. U mnie na Pomorzu wegetacja jest zawsze opóźniona, kiedy prezentowaliście fotki z kilkoma listkami, ja miałam dopiero pękające pąki, Wasze jagódki już całkiem apetyczne, u mnie ledwo co opadły frędzelki i zaczynają rosnąć owoce. Zapewniłam im przewiew, odsłoniłam tak, jak potrafiłam (chyba nawet za bardzo) i np. nie wiem, czy zostawiać grona po drugiej stronie kraty, tzn. od strony muru, czy od razu je wyciąć. W zeszłym roku wszystkie tam miały mączniaka, ale też ja go po prostu odkryłam w bardzo zaawansowanym stanie. Dwa krzewy maja wystawę południową, jeden zachodnią, ten jeszcze później startuje, kwitnie i dojrzewa. Teraz się mocno ochłodziło, ale nie pada. Czy Waszym zdaniem mam prysnąć teraz, na tym etapie jakimś środkiem w ramach profilaktyki na mączniaki? A na sz.pleśń? Pozdrawiam serdecznie. M
|