Ja również zostałem lekko popchnięty przed szereg anonimów przez kolegę zajaczek83 (za co mu z tego miejsca dziękuję) i postanowiłem wyjść z podziemia.
Żeby tak wszystkie coming-outy dotyczyły forum winiarskiego...

Pierwszą winorośl prawie-posadziłem mając 4 lata dzielnie trzymając sadzonkę którą ojciec obsypywał pieszczotliwie ziemią, którą to sadzonkę przywiózł od dziadka a której roślinę mateczną posadził jego dziadek którego z kolei dziadek przywiózł sadzonkę.... itd. itd. Była to pierwsza roślina którą posadził ojciec (wraz ze mną) na nowej działce zanim zaczął kopać fundamenty pod nasz dom rodzinny. Wokół tej jednej nigdy niezidentyfikowanej pancernej odmiany wyrósł w mojej rodzinie swoisty kult winorośli. Tym bardziej magiczny że łatwiej było wtedy trafić szóstkę w totka (vide: "mędrzec europy") niż kupić lub dostać jako sadzonkę coś innego niż to co ma sąsiad albo daleki kuzyn. Dopiero teraz sobie uświadomiłem że ja również gdy zostałem szczęśliwym małżonkiem wiele lat temu jako pierwsze trwałe rośliny posadziłem koło domu sadzonki winorośli, których rośliną mateczną była ta którą posadził ojciec, którą przywiózł od dziadka, a ten z kolei dostał od dziadka itd. Widocznie tkwi to gdzieś głęboko w podświadomości... 12 lat temu kupiłem nową działkę i zgadnijcie co najpierw posadziłem....? Kto obstawił winorośl trafił. Skąd wiedział? Problem polega na tym że ta działka to zaprzeczenie działki pod winorośl: Totalny wygwizdów, ciężka podmokła gleba gliniasta, najniższe miejsce w okolicy, zastoiska mrozowe, woda gruntowa od 10cm - 1 m pod powierzchnią, ostry klimat płn-zach. świętokrzyskiego, coś przeoczyłem... acha oczywiści obowiązkowe przymrozki majowe? Ale i tu można coś wydusić z gleby ku chwale winorośli choć nie bez wysiłku i frustracji. Na szczęście mam jeszcze odskocznię w postaci mojego domu rodzinnego gdzie klimat jest łagodniejszy a i piaszczysta gleba post-fluwioglacjalna bardziej sprzyja szlachetnej roślinie i gdzie ojciec nadal pielęgnuje pieszczotliwie stare pancerne i całkowicie anonimowe odmiany. Od razu pragnę zaznaczyć że moja miłość do winorośli jest całkowicie platoniczna, traktowana jako źródło radości życia a nie stresu. Dlatego jestem daleki od fundamentalizmu niektórych zachmurzonych winiarzy-degustatorów-masochistów-rygorystów patrzących strofująco na nie-ortodoksów choć i ja bardzo lubię posłuchać o "delikatnych nutach czegośtam", "mocnych akcentach czegośjeszcze" i "finiszach czegośtaminnego". Żeby utrzymać zdrowy dystans należy pamiętać że patriarcha Noe gdy posadził winorośl po wysiadce z Arki raczej nie nie głowił się czy lepszy będzie guyot pojedynczy czy podwójny tylko zrobił wino z tego co wyrosło. Widocznie było niezłe skoro się skończyło jak się skończyło (niewtajemniczonych odsyłam do źródła). Strasznie się rozgadałem ale mam nadzieję że przeczytaliście to z uśmiechem i wyrozumiałością dla nowicjusza-nieortodoksa.
-- wtorek, 20 grudnia 2016, 20:15 --
Acha. Żeby nie zostać źle zrozumianym od razu dodam że bardzo podziwiam wiedzę i doświadczenie kolegów i jednym z celów mojej obecności na tym forum jest chęć zmierzenia się z wszelkimi guyotami i innymi tajemnicami sztuki właśnie na podstawie ich wiedzy.