Pytanie nie do mnie, ale odpowiem.
Sadząc dużą winnicę, ponosi się duże koszty. Krzewy żyją 30-50 lat, a nawet więcej. Jaki byłby sens wywalania kupy kasy na sadzonki własnokorzeniowe oraz pozostałe koszty związane z założeniem winnicy, jeśli miałby wszystko szlag trafić za kilka-kilkanaście lat? Sadzonki to tylko część kosztów. Do tego dochodzą koszty karczowania zdechlaków, koszty nowych, szczepionych sadzonek, koszty sadzenia, koszty kolejnego 2-3 letniego, dokładnego okrywania młodych roślin oraz koszt utraconych przychodów za jakieś 3-5 lat, zanim nowe krzewy wejdą w pełnię owocowania. Kto rozsądny pozwoli sobie na takie straty?
Koszty ewentualnego wypadnięcia krzewów z powodu filoksery są zbyt duże w porównaniu do oszczędności na sadzonkach przy pierwszym sadzeniu. Ryzykować to sobie mogę ja, bo mam kilkadziesiąt krzewów hobbystycznie. Dużej uprawy nie zakłada się dla przyjemności, a dla zysku zazwyczaj. Ten, kto ma forsę i zakłada winnicę dla kaprysu, raczej nie musi oszczędzać na sadzonkach.
Są odmiany uznawane za odporne na filokserę, np. MF i LM, ale to nie są znaczące odmiany w krajach winiarskich, więc marginesem nikt zajmował się nie będzie w ustawodastwie i jest nakaz sadzenia wszystkiego na podkładkach - dotyczy krajów starej UE. U nas te odmiany również traktuje się marginalnie, chociaż jest ich sadzonych więcej, niż tam. Ustawodastwo u nas jest mało stabilne i jest wielce prawdopodbne, że trzeba je będzie dopasować do unijnego również w tej kwestii.
_________________ mów mi Małgorzato 
|