Rzepak - jak najbardziej pryska się również po kwitnieniu. "Po słodyszku" pryska się jeszcze na tzw. opadający płatek i to mocnym fungicydem - aby ochronić przed zgnizlizną twardzikową, która jest groźna i dla plonu rzepaku, i potem dla ludzi!. W łodygach tworzą się sklerocja (takie czarne kamyczki), które idą przez kombajn razem z ziarnem. To cholerstwo to samo zło - ogrom szkodliwych toksyn. Ziarno rzepaku jest nawet badane pod tym kątem i nie można przekroczyć określonej liczby.
Kolejny popularny zabieg już po kwitnieniu to mocny insektycyd na szkodniki łuszyczynowe - głównie pryszczarek. Potrafi narobić szkód towarowych - znaczna obniżka plonu. Pomijam kwestie zdrowotne - ilość różnego rodzaju niezbyt zdrowej pleśni która się rozwija na uszkodzonych częściach roślin i później przechodzi wraz z ziarnem.
Desykacja - oczywiście że się ją robi masowo, i to najczęściej glifosatem. Jest to zabieg bezpieczny przynajmniej pod kątem ziarna rzepaku - glifosat nie przedostaje się do ziarna, pozostaje w łuszczynach. Tego glifosatu albo się nie wykrywa wcale, albo śladowe ilości - to co przedostaje się jako osad z omłotu na ziarnie. Cała afera szkodliwego glifosatu na ziarnie dotyczy innych gatunków - np. pszenica czy gryka - tam gdzie ich ziarno jest narażone bezpośrednio na kontakt z glifosatem. Swoją drogą problem nie jest sam w sobie w desykacji tylko jak ona jest przeprowadzona. Jeżeli byłaby przeprowadzona zgodnie z instrukcją na te 2-3 tygodnie przed zbiorem w odpowiedniej dawce nie byłoby większych problemów. Te pojawiają się tam, gdzie mniej odpowiedzialni rolnicy robią to później i ten glifosat nie zdąży się w wystarczającym stopniu rozłożyć, a dodatkowo podnoszą dawkę żeby nadrobić zaległości.
https://www.farmer.pl/produkcja-roslinna/ochrona-roslin/naukowcy-nie-ma-pozostalosci-glifosatu-w-oleju-rzepakowym,94624.htmlKukurydza - pryska się raz herbicydem, ale te herbicydy kukurydziane to obecnie chyba największe dziadostwo. Doglebówki kukurydziane przy niekorzystnym przebiegu pogody nie rozkładają się i potrafią hamować wzrost roślin w roku następnym. Kolejny marginalizowany problem to to, że kukurydzę uprawia się najczęściej w monokulturze przez wiele lat - i tego się potrafi nagromadzić w glebie taki poziom, że mikroorganizmy glebowe przestają sobie radzić z rozkładem tego dziadostwa i potem kilka lat nic nie chce rosnąć w tym miejscu. Całe te problemy skażenia gleb pestycydami w Europie Zachodniej wynikają właśnie z tego typu działania - niekoniecznie sama uprawa kukurydzy, co bardziej chodzi o koncentrację szkodliwych związków w glebie daleko poza bezpieczne ilości, a w konsekwencji zamarcie życia glebowego.