Plenna to ona bezsprzecznie jest, choć w przeciętnych latach większość gron jest bardziej lub mniej przestrzelona, ale w sumie z tym akurat mankamentem można się pogodzić. Zresztą Swenson prowadzony w odpowiednio dużych, przestrzennych formach zawiązuje wyraźnie ładniejsze i lepiej wypełnione grona, można też (z dobrym skutkiem) stosować uszczykiwanie wierzchołków płodnych latorośli tuż przed kwitnieniem. Co do odporności na choroby, to będę się upierał przy swoim, tzn. że jest on stosunkowo podatny na mrz., jak to zresztą stoi w oficjalnych opisach. Takie odmiany jak Isabella, Lidia, Bath, Ontario czy Alwood są zdecydowanie odporniejsze, w przypadku np. dwóch ostatnich jakakolwiek ochrona chemiczna jest w zasadzie zbędna, ale jakość i smak owoców zdecydowanie (w porównaniu do Swensona R.) drugoligowy. Ja bym radził sadzić, ale na dobrze nasłonecznionym, a poza tym przewiewnym i nie nadmiernie wilgotnym stanowisku.
-- sobota, 8 października 2016, 21:40 --
Czuję się w obowiązku doprecyzować moje wcześniejsze uwagi na temat SR, bo ktoś mógłby jeszcze odnieść mimowolne wrażenie, że próbuję jakoś deprecjonować tę odmianę. Skłoniła mnie do tego dzisiejsza degustacja owoców SR w zaniedbanym ogródku sąsiada. Był to najsmaczniejszy SR, jakiego miałem możność w ogóle próbować (a było tych degustacji naprawdę niemało). Pod względem smaku, a nawet konsystencji miąższu taki np. Arocznyj nie może moim zdaniem z SR równać, choć to teoretycznie wyższa liga. Ale jest jeden warunek - jagody muszą być bardzo dobrze wybarwione. Te były akurat własnie takie, intensywnie czerwone (purpurowe) z odcieniem fioletu. Smak naprawdę dobry, a nawet bardzo dobry, taki mniej więcej jako go określił "sajko". Bardzo miłe podsumowanie całego sezonu winoroślowego. Niemniej uderzyła mnie jedna rzecz: na dość cherlawym 5-6 letnim krzewie było łącznie raptem 10 niewielkich gron, nie wiem dlaczego nie znalazły dotąd swoich amatorów. Owa cherlawość krzewu jest, jak sądzę, skutkiem tego, że posadzono go w bardzo ciężkiej, prawie że podmokłej glebie. Mimo wszystko dotąd jakoś żyje, choć praktycznie nie chce rosnąć. Opanowany również przez mrz., ale w mniejszym stopniu niż u mnie. Wysnuwam z tego konkretne wnioski praktyczne odnośnie uprawy tej odmiany w mojej trudnej lokalizacji (i lokalizacjach podobnych). Zamierzam mianowicie posadzić SR w gorszej ziemi (w tym momencie rośnie w najżyźniejszej części działki), prowadzić go nie w formie wysokiego sznura pionowego, ale w mniejszej, może kurtyna lub coś zbliżonego, a w razie potrzeby redukować plon. Wolę zdecydowanie kilka, powiedzmy 5, 6 kg., SR w pełnej dojrzałości niż 2, 3 razy więcej nie w pełni wybarwionego i tym samym o zdecydowanie gorszych walorach smakowych. Takie rozwiązanie ułatwi zdecydowanie ochronę chemiczną, bo bez profilaktycznych oprysków się nie obędzie - tu nie ma złudzeń, ale wart tego. Jeśli ktoś nie musi SR pryskać, to mogę mu tylko pogratulować. W mojej okolicy można sobie na to pozwolić 2, 3, no może góra 4 lata, później choroba nieuchronnie go dopada, zwłaszcza jeśli w pobliżu znajdą się ogniska infekcji, i już nie odstępuje. Jak się okazuje, SR jest uprawiany w bardzo wielu podkarpackich winnicach (co sygnalizował już "jano", i to tych poważniejszych, w niemałych ilościach, z pewnością nie na wysokich altanach, ale raczej (nawet z pewnością) w szpalerze (zapewne rusztowania typu T lub Y). Widać wiec, że można i tak. A co do altanówek pancernych na wszystko (mróz, choroby) i naprawdę niezawodnych, prawie że bezproblemowych w uprawie, pozwolę sobie mimo wszystko wyróżnić Alwooda i Kay Gray. Oczywiście te odmiany wypadają smakowo dużo gorzej od SR, ale mają wiele innych cennych zalet. Alwood ma owoce, jakie ma: gruba skórka (raczej trzeba wypluć), glutowaty miąższ, smak wyraźna labrusca z jakimiś perfumowo-owocowymi nutami w tle, ale dobrze dojrzały i słodki da się zjeść. Myślę, choć to sprawa dyskusyjna, że można określić tę odmianę jako dość smaczną. A dojrzewa regularnie każdego roku, bez względu na przebieg pogody - lepszy czy gorszy. Moim zdaniem smakowo lepsza (choć bez przesady) m.in. od Ontario, Isabelli, Lidii czy Bath (o Becie nie wspominając). Do tego dość pokaźne jagody i przynajmniej średniej wielkości grona. Poza tym nie za silnie rośnie, co można wszelako równie dobrze traktować jako zaletę i wadę. Opryskiwacz całkowicie niepotrzebny. Kay Gray daje owoce już o dużo lepszej konsystencji, takiej lekko śluzowatej, o cienkiej skórce, smak delikatna labrusca z lekkimi tonami jakby ananasa w tle, stosunkowo dobry, choć nieco mdły. Niestety, owoce i gronka nieduże, a plenność co najwyżej średnia,i to pod warunkiem umiejętnego, regularnego cięcia. Za to odporność na mroź i typowe choroby winorośli praktycznie zupełna. W winnicy pp. Myśliwców oferują ją obecnie jako altanówkę.
-- sobota, 8 października 2016, 22:04 --
A swoją drogą, jest kwestią bardzo interesującą, jak na tle SR wypada (odporność, plenność jakość owoców) jego siostrzana odmiana Kandiyohi? Wszelako to odmiana-rodzynek i chyba tylko jeden człowiek mógłby uchylić rąbka tajemnicy. Częściowo już zresztą uchylił - podobno spisuje się co najmniej nieźle.
|