Podpinam się tutaj, żeby nie mnożyć podobnych tematów.
Po winie, które zrobiłem w zeszłym roku, zdecydowałem, że w najlepszych miejscach gospodarstwa posadzę/naszczepię czerwone vinifery: Abouriou Noir, Rubinet, Neronet do tego ciut Dornfeldera, którego już mam, będę używał jako domieszkę do cuvee, żeby podbić owocowość.
W zeszłym roku zrobiłem wino , gdzie MF stanowił 36% nastawu, potem po 20% Regent, Frontenac i reszta po odrobinie: Dornfelder, Gołubok, LM. (Fermentacja w miazdze 5 dni, drożdże HD S135)
Niedawno otworzyłem gąsiorek bez dębu (z dębem otworzę jesienią) i to wino jest... "takie se". Nos jest w miarę ok, czuć owocowość, ale smak to porażka. Trudno to określić, ale jest lekka, ale za to nachalna goryczka przy braku taniczności. Przy tym wszystkim taka "płaskość", brak środka a finisz nieprzyjemny. Po rozwodnieniu do posiłku da się wypić, ale bez przyjemności z odczuwania walorów.
Ogólnie porażka. Nawet wina czerwone owocowe z mieszanki owoców rozmaitych łącznie z dzikimi są lepsze. Ba, nawet Tempranillo, czy Monastrell, które w dyskontach można kupić w promocji za 8,99 za butelkę są lepsze. (..."a po wino do biedronki"

)
Dlatego na czerwone chcę mieć vinifery, które da się ogarnąć w miarę skromną profilaktyką.
Białe to inna bajka - tu rezultat z hybryd wzbogaconych viniferami przerósł moje oczekiwania i jest lepiej niż w większości tanich win dyskontowych.