Ażeby zaś nie pisać tylko tak enigmatycznie i "pustosłownie", podam tu kilka odmian "wostorgopochodnych" (trzy w I i jedna w II pokoleniu), które u mnie, w trudnym, bo przede wszystkim dosyć wilgotnym i mocno wietrznym siedlisku, wykazują się dotąd największą odpornością na choroby (przy pozostawiającej wiele do życzenia pielęgnacji - wkrótce ma się to jednak diametralnie zmienić, i co najwyżej minimalnych opryskach): Są to kolejno: Piesnia, Apolon (VI-20-6-2), Głasza - i ku mojemu miłemu zaskoczeniu także beznasienny Nadieżnyj (krzyżówka Talizmana i Kiszmisza Łuczistego). Co łączy wszystkie te odmiany? Nietrudno zmiarkować: ograniczony lub też uzupełniony przez inne vitis (w większym lub mniejszym stopniu) wkład v. amurensis.
Zaznaczam wszakże, że są to wszystko dopiero czterolatki, lub, jak Nadieżnyj, trzylatki i już widzę, że dalej tak nie pociągnę, bo nawet jeśli wspomniane odmiany będą, jakiś czas przynajmniej, opierać się, że tak się wyrażę, samoistnie tym głównym chorobom winorośli, jak zwłaszcza oba mączniaki, to i tak w niedługim czasie zostaną zżarte przez choroby kory, czy choćby antraknozę lub inne, tym podobne paskudztwa.
Niemniej w tym roku miałem naprawdę wielką presję mrz., zero oprysków (nie miałem ku temu zwyczajnie fizycznej możliwości) - a wymienione odmiany czyste, względnie dotknięte, wręcz muśnięte patogenem tylko minimalnie (Głasza, ale ta ma naprawdę niekorzystne stanowisko, brak odpowiedniej przewiewności), gdy inne, także te pochodzenia wschodniego, niekoniecznie. Zaznaczam wszak, że zdążyłem już wcześniej celowo wykopać praktycznie wszystkie wrażliwsze typu Aloszeńkin czy Arkadia, a nawet Arocznyj, nikt w całej okolicy nie uprawia też na większą skalę winorośli, a jednym rozsadnikiem mrz. są rosnące u mnie i w bliskim sąsiedztwie nieliczne krzewy SR - u mnie ta odmiana jest niestety, ku mojemu wielkiemu żalowi, dość mocno nim dotykana. Jeden z forumowiczów zdążył, co prawda, napisać w w innym wątku (o samej Głaszy), że jednak podatna na mp. Możliwe, że to kwestia siedliska i stopnia presji. U mnie jednak rosła przez dwa sezony w bezpośrednim sąsiedztwie Sinego Tumana, a nie widziałem dotąd na własne oczy odmiany bardziej podatnej na ten patogen, wprost nie szlo go opanować, a łapała go tylko nieznacznie, i tylko na liściach, nie było go ani śladu na kontrolnym gronie.
Mam zasadzonych też kilka innych, dobrze zapowiadających się odmian deserowych ze wschodu, które zapowiadają się jako relatywnie zdrowe i odporne, ale jeszcze przedwcześnie o nich pisać.
|