Ależ cięty i dosadny komentarz... Niemniej co prawda, to prawda. Ja też jakoś nijak nie mogę uwierzyć w tego rodzaju zapewnienia-zaklęcia, i to niezależnie od autentycznego szacunku dla kolegi jackblacka. Zresztą to nawet nie kwestia "wiary" samej. Np. jeden z bywalców tego forum (pomińmy tu personalia), uprawiający od wielu lat całą paletę deserowych odmian pochodzenia wschodniego (ściślej ukraińskiego i rosyjskiego), z większością nowości włącznie, przyznał, i to, jeśli mnie pamięć nie myli, wszem i wobec, że rzeczywistość zazwyczaj wcale nie jest aż tak kolorowa jak owe kuszące reklamowe, marketingowe opisy, zaś odmiany naprawdę niezawodne i wierne w plonowaniu, a zarazem wyróżniające się smakowo - słowem odmiany które nie zawiodą, powiedzmy, średnio zaawansowanego amatora, może na palcach obydwu rąk policzyć - i to raczej w optymistycznym wariancie. O brak fachowej wiedzy, praktycznego doświadczenia, pasji, pilności i staranności w uprawie nie mogę go zaś żadną miarą posądzić...
Wsłuchując się w ten głos, mogłem uniknąć vielu rozczarowań.
-- wtorek, 12 listopada 2019, 22:17 --
Tyczy się oczywiście wpisu kolegi "ZbyszkaB".
-- wtorek, 12 listopada 2019, 22:42 --
alkor napisał(a):
Często wina niepowodzeń leży po stronie ogrodnika, a nie złej odmiany. Czyta się w temacie "pod szpadel" że dana odmiana jest zła bo została pomylona, źle dobrana do siedliska, klimatu, w nieodpowiedni sposób posadzona, uprawiana, pielęgnowana lub pryskana i że to wszystko wina odmiany
Wiele osób goni za nowościami ale sadzi byle jak, byle gdzie, nie dba i dziwi się później że nie ma wyników na tych super odmianach. Po kilku latach dochodzi do wniosku że najlepsze są labruchy, galanhy, marqety itp. Niestety bez pracy nie ma kołaczy.
Też prawda, ale z drugiej strony właśnie te (wschodnie) nowości są przeważnie nadzwyczaj wymagające. Byłoby najlepiej i najuczciwiej, gdyby ich nabywcy z góry mieli tego świadomość. Poza tym zwyczajnie niesmaczne są te przytyki do "labruch", galanthów i marketów. Gusta są różne - jednemu pasuje to, a tamtemu tamto, pomijając już szeroko pojęte uwarunkowania życiowe.
Jak dla mnie Galanth (podobnie siostrzany Garant) to naprawdę zacne odmiany - i mogę tylko żałować, że tak późno z nimi się zapoznałem...
Market mnie, prawdę mówiąc, nie urzekł, ale co mi do tego, że innym odpoviada...
Co do nieszczęsnych labruch, to rzecz zdaje się niekiedy wręcz zakrawać o jakiś swoisty apartheid. Niektórzy tak stawiają sprawę, jakby ich uprawa była z gruntu passe. Ale znowuż - dla każdego "coś miłego".
Zresztą są labruchy i labruchy. Znam (i cenię sobie) kilka odmian z naprawdę znaczącym udziałem V. labrusca, które smakowo - już nie mówiąc o innych względach - przewyższają niejedną "wypasioną", wielkoowocową deseróvkę. I jest opinia nie tylko moja...