Veteran5 napisał(a):
Zacznijmy od tego, że kastrowałem kwiatostany, w których dosłownie pojedyncze kwiaty zrzuciły kołpaczki; w przypadku kwiatków na których kołpaczki były bliskie odpadnięcia zauważyłem, że pylniki już rozsypywały ziarna pyłku przy dotknięciu ich. Tak więc te kwiatki pousuwałem z gron, podobnie jak te już rozwinięte. Pozostałe kwiaty "obrabiałem" przy pomocy pęsety.
Z kwiatostanami w których otworzyły się już pojedyncze kwiaty trzeba postępować bardzo ostrożnie, ponieważ jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że w części pylników nawet w jeszcze nieotwartych kwiatów jest już zdolny do zapylania pyłek.
Dlatego ja generalnie do wszystkich kwiatostanów stosuję następującą procedurę:
1. Delikatnie usuwam otwarte kwiaty (jeżeli są) i te które właśnie mają zamiar się otworzyć oraz najbardziej dojrzałe (chociaż jeszcze nieotwarte).
2. Opłukuję dokładnie czystą wodą cały kwiatostan (czasami deszczówką czasami wodą demineralizowaną z dodatkiem kilku kropel płynu do mycia naczyń).
Pomimo, że zazwyczaj nie dopuszczam do tego, aby jakaś inna niepożądana odmiana w pobliżu mi pyliła to standardowo to samo mycie robię wszystkim krzewom w promieniu przynajmniej 2-3 metrów. Czekam aż wypłukany kwiatostan wyschnie.
3. Spryskuję kwiatostan czystym alkoholem izopropylowym i natychmiast zdmuchuję jego nadmiar. Czekam, aż kwiatostan wyschnie.
4. Wykonuję emaskulację.
5. Okrywam kwiatostan woreczkiem (moje mają część właściwą zrobioną z papieru śniadaniowego, nad tym umieszczam nieprzemakalny daszek z jasnego papieru (takiego do pieczenia). Wszystkie jego części są zszywane (a nie klejone) ponieważ muszą być odporne na działanie deszczu)
Kwiatostan pozostaje tak okryty, w zależności od przebiegu pogody przez 3-4 dni.
6. Po tym czasie (najlepiej wczesnym rankiem przed otwarciem się pylników innych odmian) odkrywam wykastrowany kwiatostan i usuwam wszystkie słupki w których znamię jest już czarne lub brązowe (i tu ważna uwaga - prawie zawsze w takich wypadkach są takie (!), co może potwierdzać fakt że u części z nich doszło już jednak do zapylenia np. wewnątrz nieotwartego kwiatu lub przypadkowo wysypanym pyłkiem podczas kastracji. Oczywistym więc jest, że chcąc mieć pewność co do mieszańcowego charakteru przyszłych nasion trzeba je usunąć pozostawiając tylko te gotowe do zapylenia (o jasnym znamieniu)).
7. Zapylam wybranym pyłkiem i z powrotem zawiązuję szczelnie woreczek. Na woreczku dodatkowo zapisuję czym zapylałem, kiedy i w jakim stanie były słupki. Przytwierdzam woreczek do łodygi klamrą do bielizny (jeżeli zamierzam krzew skubać przez kilka kolejnych dni to każdego dnia stosuję inny kolor klamerek - dla łatwiejszej identyfikacji). Tak pozostają przez następne 2-3 dni.
8. Po tym czasie jeżeli nie doszło do zapylenia zdecydowanej większość kwiatów to nie otwierając już worka zapylam ponownie tym samym pyłkiem przy użyciu miniaturowej porcelanowej łyżeczki (to odkrycie tego roku, wcześniej używałem pędzelka).
Tak pozostają przez mniej więcej tydzień.
9. Po tym czasie usuwam woreczki i sprawdzam czy wszystkie kwiaty mają czarne, suche znamiona. Jeżeli nie, to te które nie wyglądają na zapłodnione usuwam.
U siebie staram się sadzić odmiany, które mam zamiar krzyżować zawsze obok siebie (wtedy dawca pyłku może sobie pylić do woli na wszystkie strony). Uważam też żeby niepożądane odmiany nie pyliły mi w kierunku krzewu matecznego (tym które rosną od zachodniej strony, a więc od strony przeważanie wiejacych u mnie wiatrów, usuwam dla pewności wszystkie kwiatostany).
Tak dla świętego spokoju zostawiam też często wykastrowane niezapylone kwiatostany jako kontrolę (do czasu przytoczonego we wcześniejszym poście tegorocznego przypadku z Leonem Millot takie kontrolne kwiatostany nigdy nie nawiązywały owoców i opadały). Mam przez to więcej pracy, ale za to większą pewność, że przytoczona powyżej procedura postępowania jest właściwa i skuteczna.
Veteran5 napisał(a):
I tu kwestia dłubania - łapiąc delikatnie kołpaczek z brzegu kwiatu odrywało mi się zazwyczaj pół kołpaczka i jeden/dwa pylniki z tej strony, albo żaden z nich. Druga połówka kołpaczka oczywiście odchodziła już bez pylników, toteż jest zabawa z odrywaniem każdego pylnika, które co gorsza przylepiają się do pęsety.
Bardzo ważny jest kształt pęsety. Dla mnie najbardziej sprawdzona jest ta z długim wygiętym łukowato końcem, bez jakiegokolwiek karbowania na cieniutkim czubku. Trudno ją jednak kupić.
Veteran5 napisał(a):
Sporą część kwiatów próbowałem przygotować jak najszybszą metodą - łapiąc kołpaczek tak, aby oderwać go całego, co zazwyczaj udawało się osiągnąć wraz z oderwaniem wszystkich pylników. Ale żeby nie było tak dobrze, to mam wrażenie, że u prawie wszystkich kwiatków zmiażdżyłem słupki/znamiona słupków
Jeżeli tak robiłeś to niestety jest to bardzo prawdopodobne.
Pylniki usuwa się łapiąc zawsze za boczną ścianę kołpaczka najpierw z jednej a potem z drugiej strony. Odrywane pylniki okryte są częścią kołpaczka, a znamię pozostaje nienaruszone.
U niektórych odmian kołpaczki bardzo łatwo odrywają się razem z pylnikami w całości. Rok temu kastrowałem Regenta ? odbyło się to bez najmniejszego problemu tylko przy użyciu palców (jak ktoś chce sobie poćwiczyć to jest chyba najlepsza odmiana). Skuteczność takiego postępowania mierzona ilością uzyskanych nasion nie była jednak zadowalająca (z 45 kwiatostanów na 9-ciu krzewach udało się ich uzyskać raptem 400 szt.). U innych odmian oderwanie pylników razem z kołpaczkiem takim sposobem bez uszkodzenia słupka jest wyjątkowo trudne np. u Leona Millot.
Veteran5 napisał(a):
?na pewno jest to żmudna robota, gdyż wykastrowanie 2 (słownie dwóch) kwiatostanów Podaroka Zaporoża i Talizmana zajęło mi 30 min. w upale ~32 st.C ...i to niedużych kwiatostanów, które powinny dać grona pi razy oko po 200-300 g. Co nieco zrewidowało to moje wyobrażenie o hodowli, ale i będę już wiedział jak się mam na przyszłość do tego zabierać.
Mniej więcej tyle samo i mnie to zajmuje (4 kwiatostany na godzinę ? 15 na dzień ? więcej trudno mi jest wysiedzieć przy krzewie). Małe kwiatostany można i w 10 min., ale wyskubanie długich gron z małymi kwiatami jak np. u Caberneta Sauvignion zajmuje 35 min.(!). Średnio więc jakby nie liczyć to ok. 20 min. na kwiatostan.
P.S. Wczoraj ściągnąłem torebki z wszystkich zapylanych kwiatostanów ? naliczyłem 111 sztuk (!). Jak dla mnie rekord (

)
pozdrawiam
Krzysiek