Veteran5 napisał(a):
poszukiwacz napisał(a):
Inna historia, że selekcję trzeba prowadzić w warunkach naturalnych a nie szklarniowych, no chyba że ma być to odmiana do szklarni.
Ja nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ w szklarni/pod folią spokojnie można dokonać wstępnej selekcji i to dużo szybciej niż w uprawie gruntowej - spokojnie można zidentyfikować odmiany podatne na szarą pleśń, czy dojrzewające bardzo wcześnie i zbyt późno mając obok jakąś odmianę do odniesienia; poza tym dostarcza to także sporo informacji o samych owocach: ich wielkości, smaku, kolorze. Po takiej selekcji, czyli np. odrzuceniu odmian, które uważamy za zbyt późne, chorowitych, o drobnych owocach i małych gronach(jeśli naszym celem jest deserówka) można przystąpić do dalszej selekcji w polu, na trochę większą skalę mając więcej materiału rozmnożeniowego, oraz pod względem pozostałych kryteriów będąc w efekcie trochę do przodu pod względem czasowym.
Też się skłaniam jednak do selekcji w warunkach bliskich naturalnym. To jest akurat ten najbardziej autorski etap, który odróżnia NASZĄ selekcję od innych zagranicznych "produkcji". Według mnie cały sens w tym, żeby nawet nie od roku czy kilku lat, ale od początku zapewnić młodym roślinom warunki takie jakie będą doświadczać w przyszłości w uprawie. Przecież pierwszy rok to najbardziej krytyczny okres życia naszej krzyżówki i według mnie najlepszy okres na odsianie osobników słabych. W tym okresie im bardziej stresowe warunki zapewnimy siewkom tym lepiej (w granicach rozsądku oczywiście). Poza tym w naszych amatorskich warunkach mamy małą możliwość testowania kilkuset wyrośniętych roślin naraz, a silna selekcja (tu bardziej naturalna niż sztuczna) na początku pozwala, po pewnym czasie (roku czy dwóch) z kilkuset siewek wybrać sobie kilka - kilkanaście do dalszych prób.
Stworzenie warunków sztucznych (foliak/szklarnia) może spowodować natomiast niewłaściwy kierunek selekcji. Może się okazać, że warunki cieplarniane są dalekie od optymalnych dla odmiany gruntowej, którą akurat chcemy uzyskać. Osłabiona roślina poddaje się chorobom i w końcu wypada (lub my ją usuwamy będąc przekonanym o jej nieprzydatności) i cały eksperyment trafia szl...g.
Jest faktycznie poruszona przez Jakuba kwestia korzyści z oszczędności czasu. Ale w końcu czy nas ktoś pogania? Wymaga wykazania się jakimiś wynikami?.