Miałem podpiąć się pod temat nikodema pt. Trudny sezon u mnie..., ale myślę, że w tym roku botrytis będzie miała zasięg ogólnopolski i postanowiłem założyć nowy temat. Zagościła u mnie w winnicy ta wstrętna i przeklęta choroba. Leje już chyba piąty dzień, może i dłużej, straciłem rachubę. Mocno porażone są grona Rondo, szczególnie te nisko położone i w części winnicy gdzie gleba jest gliniasta, żyzna z dużą podażą azotu.
Objawy: na początku przebarwia się na kolor wrzosowy jedna lub kilka jagód. Jagody stają się miękkie, cieknie z nich sok i potem pojawiają się zarodniki.
Denerwuje mnie to okropnie bo zainwestowałem w turbinę, pryskałem po kilka razy Universalisem i Folpanem podczas kwitnienia, a skutków moich zabiegów ochronnych nie widać.
Oto próby ratowania zbiorów i usunięcia zgniłych gron.
Prawie nic na krzewach nie zostaje, a i to co zostanie pewnie jest już zainfekowane.
Dziwne to bo obok rośnie vinifera Palava, na niej brak objawów botrytis.
Młody Regent z nisko położonymi owocami też na razie wychodzi bez szwanku.
Ktoś kiedyś na tym forum otworzył topic pt. Rondo to kicha. Byłem wtedy zbulwersowany krytyką tej odmiany. W miarę upływu czasu i nabierania doświadczenia winoroślarskiego jestem coraz bliższy zgodzenia się z tą opinią
Są też porażone pojedyncze grona Seyvala z tym, że tu nie występuje zarodnikowanie natomiast w miejscu zaatakowania jagód następuje porażenie tkanek przewodzących szypułki /jak u fuzarium/ i jagody poniżej tego miejsca więdną i gniją.
Myślę, że bez porządnego programu ochrony winorośli nie damy sobie rady w naszym paskudnym klimacie /nie piszę tu o zachodzie kraju/.
Wystarczyłby nasz wewnętrzny tylko do użytku forumowiczów
Dlatego też chylę niskie ukłony w stronę doktorka
