Kiedyś rozmawiałam z człowiekiem, ktory przestawiał sad z chemicznego na ekologiczny. / to tak w skrócie/
Pierwsze dwa lata są najgorsze.
Co ja zaobserwowałam.
Odkąd nie tępię strasznie mszyc, z roku na rok mam dosłownie hordy biedronek i to tej właściwej nie azjatyckiej.
Zatrzęsienie skorków i bzygowatych.
Nie tępię w ogóle szerszeni, nie mam inwazji os, choć ponoć szerszenie raczej na pszczoły polują, niemniej jednak chyba utrzymują tez populację innych owadów w ryzach.
Owszem zjadły kilka jabłek tego roku na jabłonce, która o dziwo oparła sie wiośnie i zawiązała kilkanaście owoców.
Jednak ja się tym jabłkom dokładnie przyjrzałam i okazało się, że każde zjedzone prze nich jabłko było uszkodzone przez robaka.
Kilkanaście zdrowych zostało i dojrzewają.
Miłość do szerszni syn mi niestety wypomina, ale mnie jeszcze żaden nie użądlił ani nawet nie miał zamiaru.
Nie mam kota, mam masę ptaków, nie wszystkie niestety mi sprzyjające, ale mam chmary sikorek.
Stąd zresztą właśnie nazwa mojego przysiółka- Sikornica i nazwa winnicy.
Niestety mam karczowniki, ale one nie szkodzą aż takie głęboko korzeniącej się winorośli jak drzewkom.
Nie używam randapu.
Mam wręcz zatrzęsienie jaszurki zwinki, ale to jest spowodowane też tym, że ona jak zasiedli teren to już innej jaszczurki nie dopuszcza.
Mam dużo zaskrońców. Co roku napotykam się na różne osobniki. Od razu powiem, że dla nich warto zrobić stos kompostowy,
który nie będzie się ruszany przez dwa lata, on się w nim zasiedla i składa w nim jaja.
Mam dużo ropuch, zawsze się na jakąś natknę robiąc coś w winnicy i nie tylko, bo one lubią zasiedlać nory po gryzoniach.
Jestem w wieku... słusznym

to naprawdę bez sensu robić coś, żeby siebie truć i okolicę.
Już zapowiedziałam, że jak Regent bedzie dalej łapał mączniaka idzie pod szpadel.
Ostatnią szansę ma w przyszłym roku.